Kuchnia to dla mnie takie miejsce, w którym dzieją się rzeczy z pogranicza czarów. Oto bowiem z wielu różnych półproduktów właśnie tutaj można wyczarować rzeczy, które potrafią wprowadzić podniebienie w nastrój ekstazy.
To mnie dotyczy również ale tylko jako użytkownika końcowego czyli zjadacza. Dobre placki ziemniaczane, wiem, ze się z nimi powtarzam, ale nic nie poradzę, że je tak lubię, potrafią mi dostarczyć całkiem niezłych przyjemności organoleptycznych.
Swoich jednak prób kulinarnych zdecydowanie bym nie polecał. Życie mnie zmusiło do oswojenia się z ta częścią domu. Gdy musiałem gotować to robiłem to w ilościach na kilka dni, żeby mieć święty spokój. W tym względzie wciąż jestem kiepskim czarownikiem, ba nawet nie nim, bardziej zwykłym wyrobnikiem.
Mam jednak na swoim koncie pare sukcesów. Jako namiętny pożeracz wszystkiego co słodkie, lubię również nasze wafle z masą z mleka w proszku. Nie wiem nawet dlaczego ale to mleko mogę wcinać nawet bezpośrednio z opakowania.
Wafla w takiej postaci oczywiście nie uświadczysz w Ekwadorze. Wiedziałem, że po przyjeździe będę musiał go sobie przyrządzić. Będę musiał, bo mój kuchenny czarodziej został się przy naszej wnuczusi zatem albo sam, albo wcale. No mógłbym kupić gamonia ale lubię wiedzieć co mi podają.
Pierwszy raz zrobiłem go w ubiegłym roku kiedy Luśka z przyczyn obiektywnych kuśtykając nie mogła zbyt długo stać na nogach. Wyszło całkiem nieźle. Zapomniałem jednak jak to się przygotowuje. Złapałem moją dziewczynę na internecie i już po chwili stół u rodziców stał się polem bitwy.
Płynne mleko z cukrem bum na palnik. Do tego dorzuciłem stuprocentową czekoladę, którą wiozłem z innego kontynentu. Jak się to stopiło i trochę ostygło w ruch poszło kakao i właśnie sproszkowane mleko. Gdzieś był błąd, bo to białe nie chciało się rozpuścić do końca pozostawiając mleczne grudki. Kakao jednak ślicznie się rozpłynęło i masa prawie była gotowa.
Gdy jednak robiłem to po raz pierwszy pół roku temu zabrakło mi masy do skończenia wafla. Wpadłem na pomysł odrzucenia do niej łyżki powidła śliwkowego. To był strzał w dziesiątkę, bo masa nagle stała się odrobine bardziej winna.
Wykorzystałem zatem tą wiedzę tym razem i całość doprawiłem powidłem. Jeszcze tylko posmarować wafla, położyć na niego coś ciężkiego aby to się skleiło do kupy, odczekać chwilkę i można było próbować.
Jak się coś przyrządzi samemu, to to zawsze smakuje lepiej. No i smakowało wybornie. A na drugi dzień robić musiałem już następnego. Ten pierwszy okazał się wyjątkowo zgodny z oczekiwaniami i potrzebami rodziców. Sam zdążyłem wbić zęby tylko w pare kawałków, reszta zginęła bezpowrotnie.
W ten sposób stałem się domowym waflarzem aż do wyjazdu.
Wiadomo, mężczyźni w kuchni to nie tylko seksowny widok, ale i ciekawe eksperymenty:-)
PolubieniePolubienie
Do kuchni jednak się nie przekonałem…
PolubieniePolubienie
Wafle też robisz sam?
PolubieniePolubienie
No i pochwal się człowiecze….🙂
PolubieniePolubienie
Oj, tak tylko zapytałam 🙂
PolubieniePolubienie
Domowy waflarz, fajnie to brzmi
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Mam nadzieje, że waflarz nie ma jakiego drugiego znaczenia. 😃
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Hi hi, no nie jestem pewna, ale Ciebie Marku zapewniam nie dotyczy
PolubieniePolubienie
No i teraz nie wiem czy to źle, czy dobrze, że mnie nie dotyczy
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Super. Wafel to zakuta stara głowa a Ry otwarty życzliwy. Żaden wafel z Ciebie
PolubieniePolubione przez 1 osoba
I już jestem spokojniejszy. Podniosłam mnie na duch z samego rana. 😃
PolubieniePolubione przez 1 osoba
☺☺☺
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Uwielbiam takie wafle przekładane. U nas można je kupić na wagę.
PolubieniePolubienie
I na południu je można kupić na wagę. Swoje jednak ro swoje.
PolubieniePolubienie
Masz rację Marku 🙂
PolubieniePolubienie
U mnie mistrzynią w robieniu wafli jest moja matka, ja, o ile gotuję przyzwoicie, to za robienie słodkości nigdy się nie brałem 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No to gratuluje. Od kuchni wole trzymać się z daleka.
PolubieniePolubienie
Swoją drogą, to jest dobry pomysł na biznes, a w Ekwadorze na bank podbił byś rynek swoimi waflami 🙂 A jak jeszcze nazwał byś to np „wafle papieskie”… 🙂 U nas dobrze przyjeła by się nazwa „moherowe wafle” albo „wafle prezesa”…Hmmmmmm,może sam się za to wezmę… 🙂
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Takie pomysły trzeba realizować zanim się je upubliczni. Tak, czy inaczej życzę sukcesu
PolubieniePolubienie
Ponad ekstra kasę wolę spokój.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Próbuj, próbuj. Ja za biznesy już się brać nie zamierzam. 😃
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ale taki mini biznes z waflami dla okolicznych mieszkańców to wcale nie taki zły pomysł 🙂
PolubieniePolubienie
Z waflami już zawsze będzie mi się kojarzył mój tata. Kiedy odkrył, że wnuki uwielbiają najbardziej te jego wymysły, różne, z dżemem, kremami budyniowymi, karmelowymi, czekoladowymi…. to oczywiście nigdy nie pojawiał się u nas bez nich. A już na pewno nigdy nie obyły się bez wafelków żadne święta, które zawsze spędzamy u rodziców. Nawet teraz, kiedy tata już od kilku lat nie żyje.
PolubieniePolubienie
No i proszę. Przy okazji wywołałem trochę wspomnień.
PolubieniePolubienie