Javier nasz taksista zgodnie z umową czekał na nas na zewnątrz. Jego mały czterodrzwiowy Hyundai nie wyglada zbyt pokaźnie. Javier jednak wie jak zmieścić w nim nawet to co na pierwszy rzut oka zmieścić się nie może.
Zwykle wracając ze Stanów ciągnęliśmy za sobą cztery walizki, dwie walizki podręczne i dwa plecaki. Plecaki tylko z nazwy, bo były one często cięższe niż te podręczne walizeczki.
Od jakiegoś czasu linie jednak zezwalają tylko po jednej walizce, za to nie standardowe pięćdziesiąt funtów tylko siedemdziesiąt. Takie bydle jest dość ciężkie. Nawet nasz niezmordowany taksista zauważył, że walizki sprawiły mu jakby trochę więcej problemu. Poradził sobie jednak z naszym dobytkiem i wyruszyliśmy w drogę.
Już pisałem, że z Guayaquil do Cuenki jest mniej więcej dwieście pięćdziesiąt kilometrów. Pierwsze sto zasadniczo płaskie odbywa się na wysokości poziomu morza. Potem dojeżdżamy do gór czyli Andów i zaczyna się wspinaczka. Najwyższy punkt na tej trasie to Monument Trzech Krzyży znajdujący się na wysokości nieco ponad cztery tysiące dwieście metrów. Stamtąd z górki na pazurki do Cuenki, która znajduje się na wysokości dwa i pół tysiąca metrów. My do Cuenki jednak nie dojeżdżamy. Przed nią wjeżdżamy w okoliczną drogę bitą by wspiąć się na wysokość trzech tysięcy metrów gdzie czeka na nas nasza oaza spokoju.
Dzisiaj trochę o pierwszych stu kilometrach. Panuje na nich klimat tropikalny. Jest dość duszno i bywa czasem bardzo gorąco. Ta cześć Ekwadoru to okolice pomiędzy Andami a Pacyfikiem. Dla nas to taka fajna ucieczka na kilka dni. Generalnie jednak klimatycznie nam zbytnio nie odpowiada. Tu jednak znajduje się najwiecej farm hodujących owoce tropikalne. W przeciwieństwie do Cuenki tutaj czuć ich świeżość. Do nas są transportowana z niższych i cieplejszych części Ekwadoru. Wciąż są świeże jednak takie niemal prosto z drzewa to insza inszość.
Zwykle wracaliśmy do Ekwadoru na chwile przed północą. Ciężko było zatem o pełen wybór owoców na trasie o tej porze. Tym razem wylądowaliśmy o ósmej rano a więc przed nami cała gamą przydrożnych straganów ze wszystkim czego nam brakowało przez ostatnie trzy miesiące. Zaopatrzyliśmy się zatem w arbuzy, mango, pomarańcze, mandarynki, papaję z tych bardziej znanych. Kupiliśmy też parę lokalnych owoców czyli czerwone banany i pitahayę. Czekaliśmy z tym do ostatniego straganu.
Przed nami majaczyły Andy. Jeszcze szybki posiłek i rozpoczynamy wspinaczkę.
Ale o tym następną razą. 😃😃
Ps. Wiem, że czekacie na wiadomości z kurnika. Ja jednak umysł mam matematyczny a zatem wszystko musi być po kolei.
W tle Andy
Przydrożne zakupy
Caviche coś camarones lokalne danie w wielu krajach Ameryki Południowej.
A teraz już pod górkę, aż do domu.
Widoki piękne, ale gdy człowiek ma do przejechania tyle kilometrów to ciężko się nimi cieszyć… Odnośnie wiadomości z kurnika, to moje kury od dwóch tygodni się nie niosą, ale podjęliśmy negocjacje i może w końcu ustąpią… Twoje pewnie wyglądają z tęsknotą 🙂
PolubieniePolubienie
Negocjacje to dobry pomysł. Przejęliśmy kurnik od wspólnika i jesteśmy na etapie podpisania porozumień jajecznych na najbliższe miesiące. 😂😂
Jak się wraca do siebie to i adrenalina jest inna i zmęczenia się nie odczuwa.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
A za jakiś czas znów zaczniesz tęsknić za rodziną, a szczególnie za wnuczką 🙂
PolubieniePolubienie
No, nie macie łatwo. ten stragan przy drodze cudownie bogaty 🙂
Do własnego azylu szybciej się wraca 😉
PolubieniePolubienie
Brakowało mi tych straganów i ichnich specjałów. I tej azylowej ciszy.
PolubieniePolubienie
„Następną razą” – zawsze się uśmiecham na to wyrażenie bo tak mawiały paniusie na moim osiedlu za dawnych czasów:)) A tu, proszę, zawędrowało aż w dalekie Andy!
Czym się różnią czerwone banany od żółtych?
PolubieniePolubienie
Moja dziewczyna je preferuje. Są smakowo trochę inne i chyba ich proces dojrzewania jest inny bo dostępne są rzadziej.
Lubię te stare sformułowania. Wydają mi się takie swojsko zabawne.
PolubieniePolubienie
Dobrze, że po kolei. Napięcie rośnie, jak u Hitchcocka 🙂
Nie chcę wnikać z czego to danie regionalne, ale wygląda…kolorowo 😉 Jakby ktoś zjadł, a potem się rozmyślił 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Hitchcock ze mnie żaden. Ale po kolei musi być.
Caviche nie to, że zjadłem ale pożarłem. Krewetki bardzo mi smakowały. Pomimo wyglądu, polecam
PolubieniePolubienie
jak dla mnie twoje życie to wielka przygoda. Czekam na opowieści i tez lubie po kolei 😅😅😅😅😅
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Dzięki. Staram się żeby było ciekawie, wtedy nie ma czasu na zastanawianie się nad tym światem.
PolubieniePolubienie
to fakt. ciekawie powinno byc :))))
PolubieniePolubione przez 1 osoba
😃
PolubieniePolubienie
Czekam na porównania, czy lepiej czułeś się w USA czy u siebie?
PolubieniePolubienie
Wszystko jest względne. Lubię Stany…jednak tylko na chwile. Kiedyś mnie fascynowały, ale to było dawno.
PolubieniePolubienie
Lubię takie zdjęcia. 🙂
I zazdroszczę mnogości owoców na co dzień. 🙂
PolubieniePolubienie
To jedna z tych egzotyk tutejszych, której mi brakowało.
PolubieniePolubienie
ciekawi mnie ten owoc pitahaya ?
PolubieniePolubienie
To taki owoc o żółtej skórce. Rozciągną się go i zjada miąższ ze środka. Bardzo soczysty.
PolubieniePolubienie
Urzekło mnie to zdjęcie z owocami, ich mnogość rozmaitość i egzotyka na pewno smakują całkiem inaczej niż te które mi możemy kupić w Polsce.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Szczerze mówiąc tęskniłem do tych przydrożnych straganów. Uwielbiam mango a to teraz właśnie zaczął się na nie sezon.
PolubieniePolubienie
Na tym ostatnim zdjęciu na niebie ktoś wymalował linię i koło …
PolubieniePolubienie
Osobiście nie zwróciłem uwagi. Widać, że masz oko i doświadczenie fotografa. 😃
PolubieniePolubienie
Spóźniłam się, ale czytam po kolei 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Piszę następne odcinki. Przyrzekam, że to będzie tylko jeden sezon😂😂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wow. Fajnie tam u was. I pysznie. I cieszę się, że wracacie, bo się stęskniłam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Po ponad trzech miesiącach .. to był już najwyższy czas.
PolubieniePolubione przez 1 osoba