W naszym sklepie

Passaic i Garfield to sąsiadujące ze sobą miejscowość położone od miejsca, w którym przebywam o około pięćdziesiąt mil. To mniej więcej czterdzieści pięć minut jazdy osiemdziesiątką. Oba miasteczka to skupiska starej Polonii amerykańskiej a i tych co emigrowali w latach osiemdziesiątych też tam nie brakuje. Skoro tak, to są to miejsca idealne dla naszych, czyli polskojęzycznych, firm. Nie brakuje zatem lekarzy, prawników knajpek no i oczywiście naszych rodzimych sklepów.

Sobota zatem zwykle to dzień wypadów w tamta stronę. Chyba, że się już nie pracuje to można skoczyć w tygodniu.

Sklepy są zwykle małopowierzchniowe. Właściciel próbuje w nim zmieścić wszystko co możliwe. Wędliny, słodycze, nabiał, prasa, mrożonki. Do tego handlują żarciem na wynos.

Social distancing w tych warunkach raczej nie wchodzi w grę. Nikt nie będzie stał na ulicy i czekał w nieskończoność aż wyjdzie wystarczająco duża ilość ludzi aby następna partia mogła wejść. Każdy przestrzega masek, każdy również stara się zachować w miarę przyzwoitą odległość aby nie stwarzać zagrożenia. Nie ma jednak mowy o sugerowanych dwóch metrach. Nikt nie stoi przy drzwiach aby liczyć wchodzących i wychodzących. Relatywna swoboda. Wchodząc do sklepu każdy widzi co się dzieje w środku. W przypadku poczucia się zagrożonym można w każdej chwili wycofać się i zrezygnować z zakupów. Nie wiem czy ktoś to zrobił.

Właśnie skończyłem moje zakupy i stoję w kolejce do kasy. Przy kasie kobitka mocno wzburza pół po polsku pół po angielsku wylewa z siebie niezadowolenia z powodu nieprzestrzegania odległości. Zwykle cierpią na tym niewinne osoby. Kasjerki nie maja żadnego wpływu na przestrzeganie zasad antywirusowych. Mocno zdegustowana klienta wyrzuciła z siebie całą złość po czym zapłaciła i wyszła. Nawet ją rozumiem. Sobota to najważniejszy dzień handlowy dla tych sklepów. Nie ma innego wyjścia, trzeba się liczyć z większa ilością ludzi. Każdy chce sobie odbić straty i będzie próbował przymykać oczy na niektóre przepisy. Na marginesie tylko dodam, że wyjątkowo działają mi na nerwy ludzie, którzy chcą udawać Amerykanina ale językowo widać, że to śmieszna poza.

Zanim jednak doszło do powyższej sytuacji, zszokowała mnie obsługująca mnie ekspedientka. Ja Polak z krwi i kości, przyzwyczajony do robienia zakupów w polskim sklepie używając naszych miar, czyli kilogramów i temu podobnych. Mówię do pani, że chce kilogram czegoś. Pani sprawiała wrażenie, że rozumie. Zamawiam następny kilogram kolejnego produktu i tez niczego złego nie zauważyłem. Przy trzecim zamówieniu nagle inna ekspedientka pyta mnie czy chcę kilogram czy funt, bo kilogram to nieco ponad dwa funty a obsługująca mnie pani nie pojmuje kilogramów, rozumie tylko, że chce wszystkie po „jednym”. Wiedziałem, że w Stanach sprzedaje się na funty, myślałem jednak, że polska obsługa wie, że jeśli mówię kilogram to mam na myśli dwa funty.

Dobrze, że jej koleżanka usłyszała mnie bo wróciłbym do domu z połową zakupów.

Na peryferiach tak mniej więcej wyglada zabudowa wielorodzinną.

Po naszej stronie osiemdziesiątka relatywnie pusta. Po drugiej jednak widać, że ludzie na weekend uciekają z miast.

Passaic nie należy do miejsc znajdujący się na topie ludzi poszukujących miejsca do mieszkania.

Piekarnia jednak nasza..wyroby palce lizać.

28 myśli w temacie “W naszym sklepie

Add yours

  1. Amerykanie denerwują mnie z tymi swoimi calami, funtami i milami 🙂 Mogliby w końcu przejść na system europejskich miar, a nie uparcie trzymać się angielskich 🙂 Czemu mnie to wkurza? Bo jak np. King opisuje bohatera to nie umiem go sobie wyobrazić.
    Wczorajszy etap Tour de Pologne wygrał Ekwadorczyk Richard Carapaz, więc w sumie, pomyślałam, to także nasz 🙂

    Polubienie

    1. Cieszę się, na ten Twój stosunek do Ekwadoru.
      Jeśli chodzi o cale, to przy okazji powiem Ci, że przy wyrabianiu prawa jazdy należało podać wzrost. Nie miałem pojęcia ile mam stóp i cali. Zgodnie z prawda podałem moje centymetry. Przeliczali to na ichnie i podrosłem o prawie dziesięć centymetrów. 😃😃😃

      Polubienie

  2. W naszych sklepach, a przynajmniej w mojej okolicy, kompletnie olewają odległość i maseczki. Na drzwiach mojego osiedlowego sklepiku dopiero wczoraj pojawiła się kartka że do sklepu wchodzić tylko w maseczkach, a tyle to dało, że dwa razy robiłem zakupy, dwa razy byłem bez maseczki i nikt nawet słówkiem nie wspomniał! 🙂 Nawet dostawcy bez masek wchodzili 🙂 Tyle to warte… Część ludzi sie boi, część olewa, ale Polacy to przekorny naród 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  3. Słońce powoduje, że każde zdjęcie wygląda jakoś … lepiej. Takie miasteczka lubię, szczególnie jako turystka, bo gdybym miała mieszkać, to pewnie zależy od tego jak bardzo sama byłabym niezależnym człowiekiem (w Polsce, w małych środowiskach, bardzo łatwo wpaść w tryby tego co wypada a czego nie wypada).

    Na naszej wsi na drzwiach jest napisane ile osób może być w środku, reszta czeka na zewnątrz.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Blog na WordPress.com.

Up ↑

mo mnsoor blog

Website News

pk 🌍 MUNDO

Educación y cultura general.

Staircase Heaven

Modern Staircase & Balustrade

NA SATURNIE

jestem na innej orbicie, a tu jest chaos

Pisane Kobiecą Duszą 💋

Witryna Internetowa Pisana Kobiecą Duszą*** The website has a google translate. A google translate is below***

Listy i [inne] brewerie.

"Plus ratio quam vis".

kosmiczne lata

papa was a rolling stone

notatki na mankietach

mysli szybkie, mysli smiale, wszystkie mysli duze i male...

𝓛𝓾𝓼𝓽𝓻𝓸 𝓬𝓸𝓭𝔃𝓲𝓮𝓷𝓷𝓸ś𝓬𝓲 - 𝓴𝓪𝓵𝓲𝓷𝓪𝔁𝔂

𝒯𝑜 𝓃𝒾𝑒 𝒿𝒶 𝒷𝓎ł𝒶𝓂 𝐸𝓌ą 𝒯𝑜 𝓃𝒾𝑒 𝒿𝒶 𝓈𝓀𝓇𝒶𝒹ł𝒶𝓂 𝓃𝒾𝑒𝒷𝑜 𝒞𝒽𝑜𝒸𝒾𝒶ż 𝒹𝑜𝓈𝓎ć 𝓂𝒶𝓂 ł𝑒𝓏 𝑀𝑜𝒾𝒸𝒽 ł𝑒𝓏, 𝓉𝓎𝓁𝓊 ł𝑒𝓏 𝒥𝑒𝓈𝓉𝑒𝓂 𝓅𝑜 𝓉𝑜, 𝒷𝓎 𝓀𝑜𝒸𝒽𝒶ć 𝓂𝓃𝒾𝑒

Myśli (nie)banalne Joanny

Moje spojrzenie na świat

FacetKA

... bo ktoś musi nosić spodnie!

rymki i nie tylko

Przed wejściem tutaj nie musisz konsultować się z żadnym lekarzem, farmaceutą, a nawet z rodziną, gdyż treści tu zawarte z pewnością nie zaszkodzą Twojemu zdrowiu i życiu,