Nasza nieobecność w domu trwała nieco ponad cztery miesiące. I dużo to, i mało. My jednak wyjechaliśmy w okresie kiedy na półkuli południowej nadchodziła wiosna a więc pora dla ogrodowych zapaleńców najważniejsza. Moje ślubne szczęście to nie tylko ogrodowy zapaleniec ale wręcz szaleniec do potęgi ntej. Nie wiem ile ma książek na tematy ogrodnictwa, ile przeczytała artykułów w internecie, dość powiedzieć, że niemal każdego dnia coś sadzi a coś innego przesadza. Zbiera też nasionka wszelakie i rozsypuje je gdzie się da tak z ciekawości żeby zobaczyć co z tego wyrośnie.
W jednej z Angor, których nawiązałem multum, wyczytałem artykuł na temat lenistwa. Okazało się, że jest ono naturalne bo nasz mózg preferuje brak aktywności. Od razu polubiłem moje centrum myślenia jeszcze bardziej.
No ale jak tu leniuchować, kiedy kobitka lata z kilofem po grządkach. Nawet jako zimny drań nie mogę na to spokojnie patrzeć. Tak więc przed wyjazdem przygotowaliśmy nasze poletko tak aby było koło niego jak najmniej pracy dla osoby, którą poprosiliśmy o doglądanie. Nie wzięliśmy oczywiście warunków pogodowych pod uwagę. A te przeszły nasze najśmielsze oczekiwania. Dużo opadów i sporo słońca czyli wymarzona pogoda dla roślinek wszelakich.
Gdy wróciliśmy nad ranem nie mogliśmy oczywiście sprawdzić stanu naszej działki. Jednak juz po krótkiej drzemce, Luśka pierwsze kroki skierowała, nie trudno zgadnąć, do ogrodu. Obawiałem się tego ale wyszło gorzej niż się spodziewałem.
Po pierwsze okazało się jak kiepski jest mój hiszpański. To ja bowiem tłumaczyłem naszemu pomocnikowi co może a czego mu nie wolno. No i zgadnijcie? Dokładnie zrobił wszystko to czego mu nie kazałem. Luśka stosuje metodę, o której wyczytała gdzieś w mądrych książkach. Częścią tej metody jest rozkładanie na ziemi wokół roślinek ściętej trawy tak aby ona przeszkadzała chwastom przebicie się do światła. I tak to tłumaczyłem moim hiszpańskim. Tyle, że gdzieś musiałem popełnić błąd bo cała trawa została pięknie sprzątnięta.
Po drugie. Gdzieś tam jednak z tym moim polhiszpan musiałem dotrzeć do głowy naszego pomocnika. O ile trawę potraktował niezgodnie z moim życzeniem to już wszystko inne z sobie wiadomych przyczyn postanowił nie dotykać.
Przed wyjazdem Luśka na naszych patiowych grządkach posadziła dynie. Po czterech miesiącach naszej nieobecności dynia odebrała nam patio. Zarosła je od wschodu na zachód i od południa na północ. Dla nas zostało zero miejsca. Jeszcze tego samego dnia stoczyliśmy krwawą bitwę o nasze miejsce relaksu z zielskiem. Wygraliśmy, chociaż nie było łatwe. Swoimi czułkami dynia oplotła fotele i wszystko co stało jej na drodze. Po bitwie poczuliśmy się wreszcie jak w domu. Patio znowu było nasze.
Wyobrażam sobie cay dom z patio w dyniach :-)))
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jeszcze miesiąc i kto wie.
PolubieniePolubienie
Któregoś roku za namową teściowej, też „poszliśmy w dynie”… efekt przerósł oczekiwania! Pewnie przypomnę o tym na swoim blogu. 🙂
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Teraz mogę w to uwierzyć. 😃
PolubieniePolubienie
Czekam na podpowiedź jak spożytkować ten dar natury, bo mam dwie dynie i wciąż czekam na natchnienie
PolubieniePolubione przez 1 osoba
W tym temacie muszę zwrócić się do mojej ogrodniczki. Ja jestem zwykłym zjadaczem, kuchnia mnie przeraża. Ta na szybko pamietam doskonałą zupę dyniową.
PolubieniePolubienie
Ogród to rzecz piękna, ale pracochłonna. Choć z drugiej strony, ruch to zdrowie. Podobno 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ruszam się wystarczająco dużo. Do ogródka powoli się przekonuje. Bardzo powoli.
PolubieniePolubienie
Walkę z pnączami macie za sobą teraz tylko przyjemność 😌 i nauka hiszpańskiego 😂😂😂😂😂pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dobrze, że mi przypomniałaś. Zaraz zabieram się do nauki bo następnym razem dom mi rozbiorą.😱😱😨😨
PolubieniePolubienie
😂
PolubieniePolubienie
Dobrze, że z tej dyni nie wyrosła Wam na patio…. karoca (znasz bajkę ?:-)
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
To mi by się nawet podobało. Tylko bez Kopciuszka, bo to byłby tylko jeszcze większy problem.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No tak z Kopciuszkiem to były same kłopoty:)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Heh,teraz jak będę chciał poleniuchować to przynajmniej będę wiedział na co zgonić 🙂 🙂 Sam lubię prace na ogrodzie, niemal każdego roku sam sieję i sadzę, bo jednak to satysfakcja jak się potem zje coś co własnymi łapkami się do ziemi wsadziło 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja się przełamuje. Tylko w górach ziemia kamienista to praca cięższa. Szczerze mówiąc zbiory też lubię. Wszystko świeżutkie bez tej parszywej chemii.
A artykuł jest prawdziwy, mózg nie lubi jak pracujemy.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Żeby jeszcze pracodawcy rozumieli ludzkie mózgi… 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
I tu jest problem 🙂
PolubieniePolubienie
Oj, tak 🙂 🙂 🙂
PolubieniePolubienie
A dynie na mojej ziemi nie wiedzieć czemu wychodzą marne… Za to ogórków mam co roku tyle że przejeść nie idzie… 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
O matko, to jak w horrorze o drapieżnych roślinach!
Poleniuchować czasem lubię, ale nie dłużej niż 1 dzień 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Trafiłaś w samo sedno. Walka o teren była do ostatniej kropli …..
PolubieniePolubienie
Ja w ubiegłym roku posadziłam dynie hokkaido niedaleko drzewek, więc powychodziły na nie i miałam spokój, a w dodatku wzbudzały zachwyt przybyłych, bo wisiały na wisienkach. Dynia jest żarłoczna, więc musiała mieć dobrą glebę, że tak się rozrosła.
Serdeczności zasyłam
PolubieniePolubienie
Przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Gleba jest dobra bo specjalnie kupowana. Mnie najbardziej zaskoczyło to, źe potrafiła wkręcić się w fotele, wieszak do suszenia i inne rzeczy, które były na patio. Jeszcze miesiąc i nie wiem gdzie by się jeszcze wkręciła.
Serdecznie pozdrawiam.
PolubieniePolubienie
Miałem kiedyś jeszcze lepszą niespodziankę. Zaniedbaliśmy trochę działkę, spadł wczesny październikowy śnieg, potem dwa dni przymrozków, i już nam się nie chciało zaglądać na działkę. Ale przed Wigilią pojechaliśmy na działkę wyciąć choinkę i okazało się, że kilka pędów dyni znalazło schronienie w … dole na kompost. A, że listopad i grudzień był bez przymrozków, więc urosły sobie dwie niewielkie dynie. Wróciliśmy więc z choinką na dachu i dyniami w bagażniku.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Miałeś przynajmniej jakiś owoc z tego. My śmialiśmy z tego wszystkiego głównie dlatego, że każdy bał się dotknąć tego chabazia w obawie przed moja małżonką.
PolubieniePolubienie
Zachwycam się zdjęciem. Czuję, że Ci tam dobrze. W życiu.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Z dala od zgiełku i tej gonitwy. Żyć nie umierać.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
I tego Ci życzę!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
:-))
PolubieniePolubienie