George Carlin był jednym z najlepszych komediantów scenicznych jakich słuchałem. Jego skecze chociaż bogate w słownictwo popularnie zwane wulgarnym, miały to do siebie, że nie były zbytnio politycznie poprawne. Prawdziwe za to. Często mówił o życiu w Ameryce, o politykach, o głupocie. Nie owijał w bawełnę, o ludziach z nadwagą mówił grubasy, tłuściochy, jednak tylko w kontekście ich skłonności do fast foodu. W jednej ze swoich humoresek mówił, że widząc dwoje takich grubasów z hamburgerami w rękach przyglądał im się ze zdziwieniem a umysł jego zawładnęła tylko jedna myśl; czy to jest fizycznie możliwe aby ci ludzie mogli mieć sex. Był doskonały w swoich spostrzeżeniach, stąd wiele rzeczy adresowanych do publiczności jemu przechodziło płazem, bo ośmieszał oczywistą głupotę.
Mi mocno utknęła jedna z jego historyjek, która niewątpliwie jest prawdziwa do dzisiaj. Bill Clinton ubiegając się o reelekcję miał za przeciwnika republikanina Boba Dole. Był on starszy i próbował wykorzystać ten fakt ukazując siebie jako człowieka z zasadami.
Politycy oczywiście zawsze starają się ocieplić swój wizerunek, kłamiąc przy tym jak najęci. Ludzie zatem coraz rzadziej w te banialuki wierzą. George Carlin tak właśnie widział Boba Dole’a, jako kłamcę odnoszącego się do wartości, w które wierzy tylko powierzchownie. Parodiując jedno z jego wystąpień, w którym padały słowa o szczerości, oddaniu, rodzinie i innych zbrukanych przez polityków wartościach, dostrzegł oczywistą próbę ocieplenia wizerunku. Ludzie oczywiście przejrzeli to na wylot zgodnie przyznając, że ten kandydat jest „full of shit” czyli, że nie jest szczery i, że próbuje im sprzedać gówno tyle, że ładnie opakowane.
Bill Clinton obrał zgoła inną taktykę. Według George’a walił prosto z mostu i nie udawał. Mówił, że nie zamierza nic zmienić, że bardzo kocha to waszyngtońskie szambo, że Ameryka mało go obchodzi, że tak naprawdę paplanie się w tym gówienku sprawia mu wielką przyjemność. Tu George przystanął naśladując publikę, która niby to miała słuchać wystąpienia swojego kandydata. Słuchali w osłupieniu i w pełnym zdumieniu, że wreszcie ktoś jest z nimi szczery i niczego nie udaje.
Kto wygrał wybory nie będę przypominał. Bill dotrzymał słowa oferując Monice „cygara”. Zrewolucjonizował pojęcie sexu oralnego, którego nie zaliczył do stosunku. Nazwał go po prostu niestosownym zachowaniem. Swój chłop, szczery do bólu. Jak tu nie lubić takiego, konkludował kabareciarz.
Dziś słuchałam wywiadu z prof.Ewą Łętowską, bardzo cenię jej objaśnienia z języka prawniczego. O tym także mówiła, o takim cichym przyzwoleniu na pewne zachowania…takie przyzwolenie na przemoc dajemy np. w dowcipach, anegdotach itp.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
W Stanach kabareciarze mają olbrzymią wolność w wyśmiewaniu polityków. Przy czym nie mamy tym nienawiści, raczej wyśmiewają głupie wpadki.
PolubieniePolubienie
Różnica pomiędzy USA a Polską wynika z tego, że w USA do polityki idą ci co się już dorobili w biznesie, albo sprawdzili w innej dziedzinie (np. Reagan), a w Polsce do polityki idą ci co dopiero chcą się dorobić. 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jest i druga strona amerykańskich polityków. Jak odchodzą, szczególnie prezydenci, są zawsze bogatsi niż byli zanim zostali wybrani. 🤷♂️
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kraj, a więc i ludzie też są na ogół bogatsi . To dlatego prezydenci zwykle wygrywają drugą kadencję, a dorabiają się już po odejściu z urzędu sprawując różne funkcje mediacyjne, doradcze i edukacyjne
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Czytałem kiedyś o Clintonach. Podobno fortuna jaką posiadają to już po tym jak Bill został prezydentem. Jego stawki to napewno konkretne pieniądze. Czasem jednak mnie dziwi czy rzeczywiście są uzasadnione. Ale to tak jak w modzie, konkretna nazwa, choćby nie wiem jak szajsowaty był produkt, to jednak nazwa, na którą znajdzie się kupiec.
PolubieniePolubienie