Za młodości grzechy
I jej uciechy
Z opóźnieniem płacimy.
Czy o tym myślimy
Gdy dojrzewamy
I świat odkrywamy?
Nie znam takiego,
Bo niby dlaczego
Tym się przejmować
I sobie żałować
Gdy każda zabawa
Jest tak ciekawa.
Potem prywatka
O niczym gatka
Alkohol i pety
Nazajutrz, o rety
Kapeć mam w ustach
I w głowie pustka.
To nic nie szkodzi
W południe przechodzi
I znowu zdrowi
Na tańce gotowi
Na noc nieprzespaną
Z dziewczyną spotkaną
Na dyskotece
A może w aptece?
To przecież nieważne
Bo żyć na poważnie
To śpiewka przyszłości.
Wciąż młode kości
Żelazna kondycja,
I choć policja
Od ciała kontroli
Coś szemrze, że boli
To w piersiach, to w boku
Nie zwalniam kroku.
Znowu mam kaca,
Gdy ból co powraca
Nie chce ustąpić
Zaczynam wątpić
W swą nieśmiertelność.
Podła bezczelność
Mojego lekarza
Co mi powtarzał
O konieczności
Życiu w trzeźwości.
Skomentuj