O ile w Stanach najważniejszą rodzinną uroczystością są urodziny, o tyle w naszej tradycji to jednak imieniny odgrywają tę rolę. Próba wytłumaczenia mieszkańcowi USA znaczenia imienin to dość skomplikowane przedsięwzięcie. Wielokrotnie już próbowałem, zwykle bez sukcesów. Nie inaczej rzecz ma się w rodzinach moich dzieciaków. Ich połówką podoba się idea jeszcze jednego dnia do celebrowania czegoś tam, samo obchodzenie święta swojego patrona już niewiele im mówi. Tak czy inaczej nie mają wyjścia i obchodzą razem z nami nasze imieniny. Imiona nadawane dzieciom w naszym kraju zdają się i tak mieć coraz to mniej wspólnego z poszczególnymi świętymi, zatem o ile tradycja imienin chyba raczej nie zaniknie, o tyle odwoływanie się do patronów już pewnie z tą uroczystością niewiele będzie miało wspólnego. Pamiętam, gdy urodziła się nasza córka, byłem mocno zakochany w dobranocce o rusałce Amelce. Ktokolwiek wykreował postać, idealnie trafił w moje poczucie piękna. Nie mogło być inaczej, nasza pierworodna, pomimo obiekcji rodziny musiała zostać Amelką. Szczególnie babcie lamentowały, bo imię zdawało się być zbyt bliskie emalii czyli farby. Nie ugięliśmy się jednak. O ile w Urzędzie Stanu Cywilnego nie mieliśmy żadnych kłopotów i wybrane przez nas imię zostało wpisane w metrykę, o tyle w kościele z księdzem nie poszło już tak łatwo. Nie udało mu się odnaleźć w zestawie świętych patronki Amelii i mocno krzywił nosem na nasz wybór. Wydawało nam się, że przekonało go stwierdzenie mojej żony, że skoro nie ma jaszcze takiej świętej to nie jest powiedziane, że nasza córka nią nie zostanie. Kiedy jednak podczas mszy, w trakcie, której chrzczono jeszcze pare innych dzieciaków, zapytał nas o imię naszej córki, a my zgodnie z prawdą podpowiedzieliśmy mu „Amelia, Maria”, zdecydował jednak pominąć Amelię i ochrzcił Marie. Nie wiem jak się dzisiaj kościół odnosi do tych wszystkich imion zapożyczonych czy wymyślonych ale zawsze przypomina mi się ta historia w dniu imienin. Właśnie dzisiaj swój dzień obchodziła święta Alicja czyli patronka mojej żony i stąd te moje imieninowe dywagacje. Dzień imienin Luśki to rownież pierwszy dzień lata. No i jak tu się nie cieszyć.
Skomentuj