Coraz bardziej czuje się zagubiony w tych naszych, krajowych politycznych niuansach. Kto jest kim i za co odpowiada? Niby zdaje się być prostym zagadnieniem tyle, że nie u nas. Za prezydentury Bronisława Komorowskiego, dzisiejsi włodarze nazywali go strażnikiem żyrandola, podkreślając jego, jako prezydenta, małe albo żadne znaczenie. Po zwycięstwie ich kandydata zrobili dokładny remanent, czy jak to się teraz modnie mówi audyt, po poprzedniku. Okazało się, że zginął żyrandol bo nagle nowy, demokratycznie wybrany mieszkaniec Belwederu stał się strażnikiem konstytucji. Nie, nie tej co obowiązuje, tylko tej co ma być napisana. Co się stało z żyrandolem niestety nie udało się wyjaśnić. Tak czy inaczej przestał on być istotny bo atrybutem nowego prezydenta stała się, albo raczej ma się stać, nowa konstytucja. Czy się ją uda napisać jeszcze niewiadomo, bo najpierw ma się odbyć na ten temat referendum, zapewne poprzedzone prezydenckim orędziem do narodu. Jeżeli nieświadomy naród owe referendum zbojkotuje to i pewnie nici będą z nowej ustawy zasadniczej, chyba że prezes i to przewidział i ma na tą okoliczność, o czym dzisiaj nie wiemy, konkretny plan. Powstaje zatem pytanie: skoro nowej konstytucji wciąż nie ma a żyrandol przepadł to czego dokładnie strażnikiem w tym momencie jest nasz pierwszy obywatel? Mniejsza jednak o to, pozostawiam to każdemu do rozstrzygnięcia we własnym zakresie. Dochodzą mnie słuchy, że aktualny przewodniczący RE, po wygaśnięciu swojego mandatu może wystartować w następnych wyborach prezydenckich. Osobiście mam na ten temat bardzo obojętne zdanie. Wiadomość o planach naszego byłego premiera powzięła rownież pierwsza dama naszej sceny politycznej, znana z ciętego języka i nietuzinkowego zachowania pani posłanka Krystyna Piotrowicz. Jej opinia na temat kandydatury Donalda Tuska na prezydenta była do przewidzenia za nim jeszcze zdążyła w charakterytyczny dla siebie sposób wypowiedzieć się na ten temat. Bzdur na temat moralności i honoru, bo to zarzuciła przewodniczącemu RE, nie będę komentował bo mało, który polityk, bez względu na orientację, uwzględniając w tym szanowna posłankę Piotrowicz, rozumie oba te określenia. Mnie jednak zaskoczyła opinia złotoustej posłanki na temat urzędu prezydenta. W jej odczuciu jest to „najwyższy, najbardziej prestiżowy urząd w Polsce”. Nie prezes i nie premier, tylko były strażnik żyrandola albo obecny obrońca przeszłej konstytucji? Rozumiem, że funkcja prezesa nie ma nic wspólnego z żadnym urzędem państwowym. Jak to się zatem dzieje, że jak żoliborski władca tupnie nogą, to w Belwederze główny lokator blednie? Musowo z nadmiaru prestiżu. A swoją drogą co za ewolucja tego stanowiska w pisowskiej nomenklaturze; od strażnika do najwyższego urzędnika. Prawie jak kariera pewnego Dyzmy.
Skomentuj