Wszystko, co dzieje się w naszym , coraz to bardziej zatęchłym zaścianku, wskazuje, że ruchem jednostajnie przyspieszonym wracamy do PRL-u. Mamy już jak wtedy fasadową demokrację ludową tyle, że lud wierny partii taki bardziej „boży”. Mamy przewodnią siłę narodu, czyli PiS, z jej pierwszym sekretarzem zwanym teraz Prezesem, mamy premierkę posłuszną prezesowi jak Cyrankiewicz Gomułce i prezydenta wiernego mu jak Bierut Stalinowi. Partia kieruje, rząd rządzi, Trybunał Konstytucyjny szamoce się w kaftanie bezpieczeństwa nałożonym przez sejmokrację. Rolę Wielkiego Brata, mentora i przewodnika ideologicznego ochoczo przejmuje Episkopat. Media reżimowe bezceremonialnie cenzurują niewygodne treści i uprawiają nachalną propagandę sukcesu oraz wracają do starych programów, które zapewne darzy sentymentem I Sekretarz. Wszystko to dzieje się przy jednoczesnym ciągłym ujadaniu na wszystko co się z PRL-em wiąże i na wszystkich, którzy dobrze go wspominają lub choćby nie potępiają w czambuł. Może to wszystko po to, by zakamuflować fascynację Jarosława Kaczyńskiego tym okresem polskiej państwowości? Obraz naszej powojennej rzeczywistości kreowany przez pisowców i podległy im Instytut Pamięci Narodowej to wyrwana z łap niemieckiego okupanta, dzięki pomocy opatrzności bożej i armii generała Andersa, mlekiem i miodem płynąca, piękna kraina, którą wstrętni komuniści przez pół wieku dewastowali, niszczyli jej tradycje, kulturę, sztukę, religie, a także prężną gospodarkę odziedziczoną po II Rzeczypospolitej i okupancie. Hordy zdyscyplinowanych homo sovieticus ochoczo maszerowały w pochodach pierwszomajowych, zapełniały ulice i place na wiecach i festynach, a w dni robocze popędzane knutem budowały potęgę imperium zła, zubażając tym samym nasz piękny kraj o płody ziemi i bogactwa naturalne. Jarosław Kaczyński żył w tej rzeczywistości parę lat krócej niż ja, ale odnoszę wrażenie, że ( w przeciwieństwie do mnie ) tęskni za nią tak bardzo, źe musi ja sobie odbudować. Robi to z prawdziwie bolszewickim zapałem i takimiż metodami, bo przecież ma nareszcie upragnioną od lat większość w parlamencie i cholerny apetyt na dyktaturę. Wierni, ale nader mierni janczarzy przewodniej siły narodu wyłażą wprost ze skóry, by ten jego apetyt zaspokoić, co, przy kompletnej bezradności opozycji wychodzi im coraz sprawniej. Wszystko to dzieje się w przesyconej kadzidłem atmosferze tromtadracji rodem z sanacyjnej II Rzeczypospolitej, a osobniki z gatunku homo sovieticus chadzają teraz na inne marsze, pod inne adresy i pod innymi hasłami ( i nie mam tu bynajmniej na myśli marszów KOD-u a wręcz przeciwnie ). Propagowanie patriotyzmu polegającego na przelewaniu krwi za Ojczyznę zamiast na pozytywistycznej pracy dla niej, kultywowanie powstańczej mitologii zamiast przypominania okrutnej prawdy o zbrodniczej lekkomyślności jego dowódców czyni poważne szkody w umysłach młodych ludzi. Piknikowa atmosfera towarzysząca rekonstrukcjom rozmaitych bitew i rosnąca popularność piosenek typu „Jak to na wojence ładnie…” być może napędzą Macierewiczowi ochotników do oddziałów obrony terytorialnej, ale w dłuższej perspektywie przyniosą szkody, bo umacniają nasze atawistyczne plemienne instynkty i pogłębiają już i tak bardzo dokuczliwe podziały wewnętrzne i ksenofobiczne nastroje wobec obcych (….). Skompromitowany od dawna tak zwany kult jednostki, występujący do niedawna tylko w rożnych egzotycznych tyraniach, objawił się i u nas po latach, i to w pokracznej formie, bo tak jakoś przemnożony przez dwa. Przykładów i dowodów na powrót peerelowskich praktyk nie warto przytaczać, bo każdy, kto chce, widzi je codziennie. Każdy kto żył świadomie w tamtej słusznie minionej, aczkolwiek niesłusznie potępianej w czambuł i prymitywnie zohydzanej w oczach młodszych pokoleń Polaków, rzeczywistości.
Skomentuj