Sporo, jeśli to można tak określić, bo dwa razy do roku przemieszczamy się pomiędzy Ameryką Południową, Północną i Europą. Nie jesteśmy fanatykami podróżowania ale w aktualnej sytuacji nie mamy innego wyjścia. Pomyślałem zatem, że dobrze byłoby założyć jedno z tak mocno reklamowanych przez linie lotnicze kont dla ludzi często podróżujących. Jest tego dość sporo, nam jednak zależało na networku, który dysponuje połączeniami pomiędzy obiema Amerykami i Europą. Padło na Star Alliance a jako przedstawiciela wybraliśmy Lufthansę. Mogliśmy oczywiście wybrać LOT czy inne linie lotnicze. Z tej grupy jednak wydawała się najsolidniejszą opcją dodatkowo lata z Newarku w New Jersey czego już LOT od paru lat nie robi. Mieliśmy z żoną nadzieję, że za którymś tam razem uda nam się mieć chociaż jeden darmowy lot po uzbieraniu odpowiedniej ilości podniebnych mil. Powiedzenie, że nadzieja to matka głupich jeszcze raz znalazło potwierdzenie. Okazuje się bowiem, że mile oferowane prze członków Star Alliance nie są dane dożywotnio i przepadają jeśli nie są wykorzystane w odpowiednim czasie. Lufthansa zaczęła nam zatem zabierać nasze ciężko wylatane kilometry w przestworzach. Nie ma zatem żadnej opcji dla nas latających dwa razy do roku żeby uzbierać tych powietrznych przelotów na tyle aby wreszcie doczekać się darmowego przelotu. Pomyślałem sobie zatem, że wykorzystam te moje kilometrówki do polepszenia klasy z ekonomicznej do lepszej. Właśnie będę wracał do Ekwadoru. Mój lot ze Stanów do tego państwa obsługuje United Airlines rownież członek Star Alliance. Zadzwoniłem do nich aby się dowiedzieć co mam zrobić i ile kosztowałaby mnie zmiana klasy na lepszą. Miła pani z United powiedziała mi, że muszę skontaktować się z Lufhansą i za jej pomocą powinienem to załatwić. OK. Dzwonię do Lufhansy a tu równie miła pani rzekła, że akurat mój przelot na tym odcinku nie oferuje wymiany punktów na zmianę klasy. Ale przecież oboje jesteście członkami Star Alliance wtrąciłem. Nic nie szkodzi United ma swój program i ten program mógłbym wykorzystać do pożądanego celu, punktów z programu Lufthansy niestety nie. Po co mi zatem te wasze punkty, nie dawałem za wygraną. Okazało się, że mogę coś kupić w podniebnym sklepie Lufthansy a nawet mogę te punkty przekazać jakieś charytatywnej organizacji. Super, możliwości są wielkie pomyślałem sobie ale rozmowy już nie kontynuowałem bo i szkoda czasu. Ot i następne wielkie oszustwo ubrane w dobrze wyglądający papierek. Oczywiście Lufthansa przed przyjęciem mnie do programu pozwoliła mi się zapoznać z jego detalami na milionie stron zadrukowanych drobnym pismem. Nigdy tego nie czytam chociażby z tego powodu, że sformułowania tam używane są często kompletnie niezrozumiałe. Zatem nie bardzo mnie obchodzi co tam jest napisane. Uważam, że program to kompletne oszustwo i nie jestem nawet w stanie zrozumieć jego pobudek. Muszę aktualnie podróżować a robienie mi nadziei na darmowy bilet to coś z gatunku obietnic prezesa, że była ruina, idziemy ku lepszemu. Lufthansa i Star Alliance kompletnie mnie zawiedli i gdybym miał wybór innych linii czy networku na trasie, na której latam pewnie był zrezygnował z niemieckich linii na ich korzyść. Niestety nie mam wyboru a ta ich wspaniała oferta podniebnych mil skończyła jak kiedysiejsza legitymacja ZMS-u, którą gremialnie wyrzucaliśmy do sedesu. Brawo Lufthansa.
Miesiąc: Marzec 2016
Dokąd nas prowadzisz prezesie?
I stało się, podpadł prezydent Obama szeryfowi z nad Wisły. Jedno nazwisko w tą czy w tamtą na liście wrogów prezesa to nic szczególnego. Najważniejsza przecież jest „długa” lista przyjaciół a na niej tak znaczące nazwiska jak wszyscy członkowie PiS i premier Orban. Jest się czym pochwalić. Nie będę się rozpisywał na temat listy wrogów szefa partii rządzącej bo jak wszyscy wiemy ta lista to oczywiście wina Tuska. Tak czy inaczej miast świętować nasz cichociemny będzie musiał coś zrobić z tym przeklętym Trybunałem. Jak demokratyczny świat długi i szeroki wszyscy stoją po stronie wyroku tej instytucji. Sprawowanie władzy metodą faktów dokonanych doprowadziło do zachwiania i oziębienia naszych stosunków z naszym największym przyjacielem zza wielkiej wody. Nasz niezłomnie wierzący w demokrację w wydaniu PiS-u prezydent dostał kosza od Barracka, który nie zamierza się z nim spotkać podczas szczytu NATO. I słusznie bo już cały świat huczy, że nasz prezydent w praktyce jest chłopcem na posyłki prezesa. Nie ma zatem z kim i o czym rozmawiać. Rozśmieszył się dodatkowo wywiadem dla Washington Post, w którym oskarżył poprzedni rząd o naruszenie norm demokratycznych przy powoływaniu sędziów Trybunału. Prawdopodobnie nasz prezydent sam dokładnie nie wie jakie to konkretnie normy zostały naruszone. Tak jednak twierdzi partyjny guru a zatem normy naruszone być musiały. Nie wiem dokładnie co tam jeszcze wyciągnie ze swojego rękawa szanowny pan prezes, póki co jednak wciągnął w te swoje podchody jeszcze biednego ojca świetego. W swoim świątecznym przemówieniu nasz największy patriota nawołuje do zawieszenia broni do czasu wizyty papieża w Polsce. Co za genialny pomysł. Papież ma nas odwiedzić za cztery miesiące, może przez ten czas uda się ten smród zamieść pod dywan w kancelarii niejakiego Macierewicza, człowieka do zadań specjalnych. I znowu pan Jarosław szuka głupszych od siebie, i znowu będzie grzmiał, że opozycja odrzuciła wyciągniętą rękę, tyle że nie wiadomo dokładnie czyją i do kogo. Nie wiem jak się rozwinie sytuacja w naszym kraju bo w swoim prostackim uporze ekipa rządząca nie jest w stanie myśleć innymi kategoriami niż te, które doprowadziły nas do głębokiego podziału społecznego. Topnieje zatem lista naszych przyjaciół i sprzymierzeńców. Świat jednak nie kończy się na Europie czy Stanach jest przecież jeszcze…..Korea ta z północy oczywiście, oni też szukają przyjaciół.
PiSmen Mały, PiSmenowa Wielka
Po chodniku idzie PiSmen Mały
Z muzyką przez życie
Fool on the hill-The Beatles. Kiedyś dawno temu w czwartkowe wieczory leciała Kobra czyli teatr sensacji. Ten utwór był ozdobnikiem jednego z tych teatrów i tak poznałem The Beatles.
Sportowa środa
Lubię takie środy pełne sportowych emocji. Rzadko jednak mamy do czynienia z taką ilością spotkań w rożnych dyscyplinach, w których występowali Polacy lub polskie drużyny. Gdy jeszcze do tego dołożymy dramaturgię to dla przeciętnego kibica dzisiejszy dzień to był dzień marzeń. Sport chociaż już nie taki jak kiedyś i trochę zdeprawowany wielkimi pieniędzmi wciąż pozostaje jednak nieprzewidywalny. Dzisiejszy dzień właśnie to udowodnił. Zaczęło się wszystko niewinnie od meczu siatkówki, w którym Skra Bełchatów grała na wyjezdzie z potentatem klubowym tej dyscypliny Zenitem Kazań. Oczywiście oglądać tego na żywo nie miałem szans ale mogłem śledzić transmisję dzięki Onetowi, który na bieżąco uaktualniał wynik. Skra przegrała dwa pierwsze sety i w trzecim nic nie wskazywało na to, że będą w stanie urwać Zenitowi seta. I na tym właśnie polega piękno sportu. Bełchatowianie zmobilizowali się i wygrali seta. W czwartym secie sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Nikt nie bardzo mógł odskoczyć i końcówka seta dograna została na przewagi. I znów więcej zimnej krwi zachowali siatkarze Skry wygrywając 27:25 i doprowadzając do tie breake’a. Znowu wyrównana walka, znowu gra na przewagi i znowu górą Skra. Przegrywając dwa do zera w setach Bełchatów zdołał się zmobilizować i wygrać. Niesamowite. W tym samym czasie Wisła Płock grała w szczypiorniaka z Vardarem Skopje. Pierwsza połowa po wyrównanej grze przyniosła prowadzenie Wiśle dwoma bramkami. Druga odsłona to już inna bajka. Zawodnicy z Płocka kompletnie zgubili rytm i na dwie minuty przed końcem przegrywali różnicą czterech bramek. Piłka ręczna to jednak szybki sport. Co wydaje się mało prawdopodobne jest w tym sporcie możliwe. Tak się właśnie stało tym razem, kiedy Wisła strzeliła wyrównująca bramkę w ostatniej sekundzie. Równolegle z tymi spotkaniami Legia grała przeciw Zawiszy w Pucharze Polski. Tutaj juz obyło się bez większych emocji i Legia gładko pokonała Zawiszę 4:0. W godzinę po tych emocjach rozpoczęła się kolejna ich dawka. Bayern Monachium wydawało się, że nie powinien mieć problemów z awansowaniem do następnej rundy. W sporcie nie ma pewniaków. Kiedy po półgodzinie gry Juventus prowadził juz 2:0 było wiadomo, że nie będzie Bayernowi łatwo. Nie miałem możliwości oglądania tego meczu na żywo jedynie śledziłem transmisje na Onecie. Wreszcie w 73 minucie Lewandowski strzelił kontaktowa bramkę i odżyły nadzieje kibiców Bayernu. Kiedy wydawało się, że mecz jest niemal skończony w doliczonym czasie Muller wyrównał doprowadzając do dogrywki. Bayern strzelił w niej kolejne dwie bramki zapewniając sobie awans do kolejnej rundy. Nie jestem sympatykiem Bayernu bo drużyna ta jest dla mnie synonimem wszystkiego co jest złe w dzisiejszym sporcie. Pomijając jednak ten aspekt mecz był wyjątkowo emocjonujący. Równolegle Barcelona podejmowała Arsenal. Tu obyło się bez większych emocji i banda Messiego bez większych problemów pokonała drużyne z Londynu. Nie to jeszcze nie koniec. Oto bowiem nasza tenisowa gwiazda Agnieszka Radwańska rozgrywała swój ćwierćfinałowy mecz w Indian Wells przeciwko Petrze Kvitowej. Radwańska miała w tym turnieju wyjątkowo ciężką drabinkę. Zwycięstwo z Czeszką dałoby awans Radwańskiej na drugie miejsce w klasyfikacji tenisistek. Agnieszka zagrała wyborny mecz w pierwszym secie wygrywają go 6:2. Drugi set to jednak juz droga przez mękę. Kvitowa prowadziła 5:2 i wyglądało na to, że będzie trzeci set. Kto jednak zna Radwańską to wie, że jest mocna mentalnie i nie ma dla niej sytuacji, z której nie byłoby wyjścia. Trzy kolejne gemy padły jej łupem i było 5:5. Kolejne gemy wygrały podające i mamy tie breake’a. W nim Radwańska wyszła na szybkie prowadzenie i nie oddała go juz do końca. W poniedziałek będzie zatem druga rakietą świata w klasyfikacji WTA. Za dwa dni półfinał a w nim prawdopodobnie zmora wszystkich zawodniczek Serena Williams, która jednak najpierw musi pokonać Simone Halep. Bez względu na przeciwniczkę wydaje się, że Agnieszka jest w na tyle dobrej formie, że powinna być dla obu ciężkim orzechem do zgryzienia. Chciałoby się aby Polski Sejm był równie nieprzewidywalny. Niestety tu nic się nie dzieje ciekawego. Opozycja zgłasza wnioski rządowa partia ma je w głębokim poważaniu i tak sobie głosują i głosują a nasz parlament coraz bardziej przypomina cyrk niż prawodawczą instytucje rządową. A do mistrzostw Europy w piłce nożnej juz niecałe trzy miesiące. Jakoś wytrzymam.
E – Lybra czyli technologia w służbie zdrowia
Już od dawna kierując się potrzebą utrzymania się w jak najlepszej kondycji oboje z żoną zwróciliśmy się w kierunku medycyny niekonwencjonalnej. Patrząc na naszych rodziców łykających coraz to więcej pastylek i tabletek, które na jedno pomagają psując przy okazji coś innego chcielibyśmy stać możliwie długo z dalaod tej kwadratury koła. Poznaliśmy w Ekwadorze wiele osób, które maja podobne do naszego podejście do ochrony swojego zdrowia i dzięki nim poznaliśmy rownież sporo alternatywnych metod. Witaminy i suplementy podtrzymujące prawidłowe funkcjonowanie organizmu to dzisiaj bardzo dochodowy interes. Oboje z żoną sami zażywamy, niektóre z nich bo w dzisiejszych czasach tempo życia jest tak olbrzymie, źe wielu z nas jest skazanych na jedzenie na szybko bez zwracania uwagi na to co jemy. Dzisiejsza żywność jest pozbawiona witamin, przetworzona i wyjałowiona z prawie wszystkiego. Jej zadaniem jest tylko wypełnienie żołądków bez zapewnienia jakichkolwiek wartości odżywczych. To od nas tylko zależy znalezienie dobrego źrodła żywności. Toteż coraz większą popularnością cieszą się sklepy z żywnością organiczną. W Ekwadorze mamy specjalne miejsca gdzie można kupić tylko taką właśnie żywność i chociaż jest ona droższa to chętnych nie brakuje. Dla nas samych jest to główne zródło zaopatrzenia. Nie chroni nas to oczywiście przed wszystkimi niedomaganiami ale zapewnia ich przechodzenie w znacznie łagodniejszy sposób. Technologia coraz cześciej też wkracza w aspekty naszego zdrowia. W Polsce są juz bardzo popularne aparaty Mora czy Volla, których zadaniem jest zbalansowanie energetyczne naszego organizmu. Sam próbowałem tych rozwiązania i muszę przyznać, że zrobiły one na mnie wrażenie pozytywne. Szukałem podobnych rozwiązań w Ekwadorze i w ten sposób dowiedziałem się o urządzeniu zwanym E – Lybra. Biorąc pod uwagę, że moje zdrowie trochę szwankuje a tradycyjna medycyna nie bardzo z moimi problemami może sobie poradzić postanowiłem zainteresować się innymi metodami leczenia. E – Lybra to urządzenie, które zostało stworzone w Wielkiej Brytanii. Niestety do tej pory nie ma nikogo w Polsce kto używałby go do leczenia czy chociażby diagnostyki. E – Lybra to nie jest czarodziejska różdżka, która za pomocą dotknięcia natychmiast nas wyleczy. Pozwala nam jednak uświadomić sobie gdzie mamy problem z naszym zdrowiem. Jak to urządzenie działa? Otóż jego program powstał dzięki wiedzy i odkryciom dr. Huldy Clark. Nie jestem lekarzem czy fizykiem, żeby wchodzić w detale jej wynalazku zatem mogę jedynie w skrócie opisać tylko to co rozumiem. Otóż organy wewnątrz naszego ciała rezonują z odpowiednią częstotliwością. Odstępstwo od tego podstawowego prawa świadczy o tym, że nasz organ ma jakieś kłopoty. E-Lybra jest w stanie określić czy nasze organy rezonują zgodnie z częstotliwością z jaką powinny to robić. Jeżeli tak się nie dzieje to urządzenie to pozwoli nam zdać sobie sprawę z tego faktu. W zależności od stopnia odstępstwa E – Lybra może sama spowodować przywrócenie prawidłowego funkcjonowania określonego organu a jeżeli odstępstwo jest zbyt duże pozwoli nam na podjęcie decyzji w sprawie leczenia chorego organu. Czasami wystarczą witaminy czy suplementy innym razem konieczna jest pomoc lekarza. Wielokrotnie testowaliśmy to urządzenie, bo jest ono na wyposażeniu naszego, praktykującego nietradycyjną medycynę lekarza, i za każdym razem diagnoza była dokładnie taka jaką otrzymaliśmy od lekarza medycyny tradycyjnej. Możliwości tego urządzenia wykraczają o wiele dalej i szczególnie w przypadkach, w których targają nami emocje to urządzenie pozwala na określenie tychże, co z kolei pozwala nam na zdanie sobie sprawy z problemu i jego akceptacji. Wiele chorób ma podłoże psychologiczne i żadne lekarstwa na nie, nie pomogą. Znając jednak problem i wiedząc co leży u jego podłoża, pozwala nam uświadomić sobie o jego istnieniu i stosując różne metody koncentracji możemy z nim walczyć. Jestem z natury sceptykiem i nie łatwo mnie do czegoś przekonać. E – Lybra przekonała mnie jednak do siebie i dlatego zdecydowałem się o tym napisać.
Rządzenie po wódce
Wymyśliła nasza premierowa
Gwiazdy z tamtych lat
Zmotywowany publikacją jednej z czytanych przeze mnie blogerek postanowiłem skreślić parę słów na temat polskich aktorów tych, którzy utkwili w mojej pamięci. Nie mam zamiaru tym razem tworzyć żadnej listy bo jakakolwiek klasyfikacja nie ma tym przypadku najmniejszego sensu. Nie mam zamiaru rownież tworzyć nic co mogłoby przypominać historie kina polskiego bo tym w bardzo fajny sposób zajmuje się juz blogerka Verdis.
Szambo Time
Już od paru dni media w Polsce pochłonięte są zabawą w obrzucanie się odchodami, żeby nie użyć bardziej dosadnego słowa. Do tej zabawy przyzwyczaili nas już rząd i opozycja ale powtarzalność i przewidywalność wyzwisk i obelg stała się nazbyt monotonna. Postanowiono zatem zaproponować udział w tym widowisku innym instytucjom byle tylko posiadały umiejetność celnego rzucania kulką ulepioną z błota. I zaczęło się. Niewinne i patriotyczne spotkanie niejakiej Kiszczakowej z nijakim Kaminskim w sprawie przekazania materiałów do formowania błotnych pocisków samo w sobie przerodziło się w starcie obu stron. Kamiński twierdził, że Kiszczakowa zarządała pieniędzy o czym dumna dama dowiedziała się z prasy ripostując, że to ów Kamiński zaproponował jej skromne odstępne. Plotka jednak niesie, że na spotkaniu pojawił się Agent Tomek i swoim nieodpartym wdziękiem uwiódł wdowę po PRL-owskim watażce. Tak czy inaczej materiały trafiły na biurko owego Kamińskiego zarządzającego instytucją o dumnej nazwie Instytut Pamięci Narodowej. Ów establishment z pamięcią i narodem niewiele ma wspólnego za to dumnie brzmi. Kulka z odchodami a raczej pocisk armatni wymierzony został w legendarnego stoczniowca. Padł strzał. A, że kula z substancji mało trwałej była to i rozprysła się w powietrzu brudząc przypadkowych przechodniów. Sfrustrowani, że zostali pobrudzeni i unurzani w błocie sami zaczęli strzelać na oślep i gdzie popadnie. Brud z pocisku armatniego wciąż dotyka, jednych przypadkowo, innych mniej lub bardziej zasłużenie. Jedni broniąc stoczniowca zasłaniają go swoim ciałem inni, jakby tylko na to czekali, kulkami z odchodów obrzucają już nie tylko stoczniowca ale i jego obrońców. I tak coraz to większe grono miota czym się dam i w kogo się da.