Dotarło do mnie wlaśnie, że kandydatami na funkcję prezydenta Stanów Zjednoczonych z ramienia partii republikańskiej będą Donald Trump i Jeb Bush a jedną z kandydatek partii demokratycznej będzie Hilary Clinton, czego można się było spodziewać. Clinton nie ma zbyt dobrej prasy ale jej mąż, były prezydent ciągle kojarzy się z ostatnimi latami prosperity w USA, dzięki czemu ma realne szanse na zwycięstwo jesli tylko przejdzie prawybory i zostanie dysygnowana przez demokratów. Jestem jednak kompletnie zaskoczony kadydatami republikanów. Czterokrotny bankrut oraz brat najgłupszego prezydenta a historii Stanów Zjednoczonych to tylko świadczy jak beznadziejnie słaba jest ta partia. Nie mam zatem wątpliwości, że bez względu, który z tych panów będzie startował przeciwko prawdopodobnie pani Hilary jego szanse są znikome jesli nie zerowe. Republikanie stracili bardzo wiele poparcia w społeczeństwie amerykańskim dzięki młodemu Bushowi. Przez dwie kadencje swojego urzędowania doprowadził kraj do kompletnej ruiny, nie mówiąc o wojnach na dwóch frontach. Te dwie kadencje jeszcze długo bedą istnieć w amerykańskiej świadomości a samo nazwisko Bush to kompletna kompromitacja dla funkcji prezydenta. Republikanie zniszczyli średnia klasę czyli tą część głosujących, która zawsze była pro republikańska. Niestety ona już nie istnieje. Republikanie, podobnie jak Platforma w Polsce zachłyśnięci władzą, zapomnieli skąd ta władza pochodzi. Żyli w kompletnym oderwaniu od ludzi i ich codziennych problemów, sprzedając im terror i strach przed terrorystami jako główny produkt. Kiedy przyszedł czas kryzysu finansowego stanęli po stronie chciwych banków i finansjery oferując im pomoc za pieniądze podatników. Do tej partii dalej nie dociera, że nie mają nic kompletnie do zaproponowania ani młodzieży kończącej studia, ani małemu biznesowi, ani średniej klasie. Wytypowaniem Busha i Trumpa ośmieszyli się w moim przekonaniu jeszcze bardziej niż Polska gdy prezydent Lech Kaczyński powołał bliźniaka swojego na premiera. W amerykańskich media ta informacja uchodziła za najzabawniejszą wiadomość dnia, a jedno z pytań wtedy zadawanych brzmiało mniej więcej tak: czyż już nie ma w Polsce komu rządzić, ze prezydent na premiera powołuje brata? Dziś możemy im odpłacić podobnym pytaniem: czyż juz nie ma komu rządzić w stanach oprócz Bushów i Clintonów? Zakładam oczywiście, ze Jeb dowali Donaldowi bo jeśli nie to sam fakt, ze czterokrotny bankrut byłby nominowany na kandydata na prezydenta przyprawia mnie o histeryczny śmiech. I pomysleć, że jeszcze nieco ponad dwadzieścia lat temu stany to była potęga. A tak na marginesie, gdzieś na jakimś portalu z teoriami spiskowymi wyczytałem, że i Bushowie i Clintonowie to w prostej linii jacyś krewni królowej Elżbiety. No i pewnie dlatego Anglia jest największym sojusznikiem wuja Sama. Tylko jeśli to prawda to na kogo postawi jej wysokość królowa? Gdyby jednak w jakiś nadprzyrodzony sposób udało się jednak Trumpowi zostać prezydentem ( w końcu Rambo niemal wygrał wojnę w Wietnamie samodzielnie czyli wszystko jest możliwe ) to jego pierwsza wizyta powinna odbyć się do Brukseli na spotkanie z Prezydentem Unii Europejskiej. Juz widzę oczami wyobraźni te nagłówki w gazetach amerykańskich relacjonujące spotkanie obu panów. Pierwsze strony gazet, podsumowania, analizy eksperckie i temu podobne brednie a tymczasem ich spotkanie można było skomentować w następujący sposób: gdzieś w Brukseli dwa Donaldy się spotkały, trochę sobie pogadały, pożytku nie było z tego żadnego, doszli jednak do wniosku jednego, ” Obaj takie same imię mamy, a wyroków boskich nie zbadamy „. Ot i kwintesencja całodniowej gadaniny. Na zakończenie spotkania, jak donosiły gazety amerykańskie, prezydent Trump poczuł się trochę skonfudowany myśląc, że występuje w swoim ulubionym programie „Aprentice” zwrócił się do prezydenta Tuska ze słowami: ” You are fired”, na co Tusk znany ze swojej biegłości w języku angielskim odrzekł: ” Fire? What fire? There is no fire”. Spotkanie generalnie przebiegło w przyjaznej atmosferze i wszystkie cele zostały osiągnięte.
Skomentuj